film "Wrony" to jakby jeden wielki apel: "Mamo, przytul mnie". film początkowo zapowiadał mi się trochę pretensjonalnie: "oho, biedna dziewczynka której nikt nie kocha". zmieniło się to od pierwszego spotkania małych bohaterek - od tego momentu obraz wyraźnie nabrał rumieńców. dziewczynki wspólnymi siłami szybko już potrafiły mnie przekonać, reżyserka zgrabnie to wszystko poprowadziła, film zrobił się autentycznie wzruszający. reżyserka musi być zresztą dobrze obeznana w temacie bo podobny temat poruszyła w bardziej znanym, późniejszym swoim filmie "Jestem".
bardzo ciekawa muzyka (czy nie inspirowana Janem Garbarkiem?). momentami też bardzo ciekawe zdjęcia Artura Reinharta, zwłaszcza na plaży i na wodzie.
niezła akcja z żabą w piekarni ;D