Według mnie to chyba najbardziej niedoceniany film z udziałem Mela Gibsona, a już na pewno w naszych mediach. Nie wiem dlaczego tak się dzieje. Teorię spisku mogę wielokrotnie oglądać z zapartym tchem. Dodatkowo doskonała rola julii Roberts.
Musisz uwzględnić to co tym w filmie dostrzegasz, a przeciętny widz już nie. Norwida zrozumieli dopiero po 200 latach ;) Dla mnie ten film to majstersztyk jeśli chodzi o fabułę, dialogi i grę aktorską. Więcej od filmu nie można oczekiwać.
Zgadzam się! Znakomicie skonstruowana fabuła, napięcie rośnie, zwroty akcji, doskonały GIbson, który idealnie oddał stan duszy osoby pokroju Fletchera... Jestem zaskoczona, ze ludzie wolą oglądać jakieś gnioty. No ale cóż, nie ma gołych cycków, trzeba myśleć i się skupić, nie można w międzyczasie przeglądać fejsa - widocznie chała, prawda? :P
Cieszę się z Twojego wpisu, zwlaszcza po ponad dwóch latach. Jak mniemam wczoraj oglądałaś (eś) ten film na tvn7 :) Chyba, że się mylę. Pozdrowienia.
Ja oglądałem wczoraj :) i jestem Tego samego zdania co Szarobure, dodatkowo ten film pomimo upływu lat nic a nic nie traci na aktualności. Pomijając teorie spiskowe, to sam problem kontroli umysłu, tajnych agencji rządowych eksperymentujących z psychotropami, wielkich pieniędzy stojących za rządzącymi dziś jeszcze bardziej aktualny niż wtedy. Generalnie jak dla mnie kawał dobrego zarówno fabularnie jak i aktorsko kina
Mel Gibson. Naprawdę podobał mi się w tej roli i uważam, że odegrał ją bardzo przyzwoicie. Na pewno nie jest łatwo zagrać faceta, który cierpi na stany lękowe i układa teorie spiskowe w swojej głowie, ponadto zawala swój dom tonami makulatury i obkłada je środkami łatwopalnymi - ot, tak na wszelkie wypadek. Julia Roberts wypadła w tym filmie blado. Chyba oślepił ją blask szalejącego na ekranie Gibsona. Niczego jej jednak nie zarzucę - zagrała poprawnie, ale jak dla mnie nie pokazała w tym filmie tego, na co ją naprawdę stać. Od strony fabuły już trochę gorzej. Chyba miał wyjść z tego thriller, ale ja odebrałam go raczej jako komedię. Naprawdę niektóre sceny były zabawne, poza tym Jerry (chyba tak miał na imię główny bohater?) był na swój sposób komiczny.
Jej postać w zasadzie była dość... nierozbudowana. Trudno zagrać taką rolę, nawet gdy jest się dobrym aktorem. Vide - diCaprio w Titanicu. No co on tam miał do grania :D.
A w interpretacji Jerry'ego urzekły mnie tego jego drobne niepewności. Drżenie głosu, rozedrgane spojrzenie czy wstyd w rozmowie z Julia, gdy przszła do niego do mieszkania... to nie jest łatwo zagrać, a bardzo łatwo przeszarżować i zrobić z postaci histeryka. Owszem, Jerry był komiczny, ale na swój sposób uroczy - nie sposób było go nie lubić, więc i tak wiedziałam, ze na końcu SPOJLER SPOJLER SPOJLER ;)
Dokładnie. To takie "smaczki" w jego grze, na które aż chce się patrzeć - takie są przyjemne i intrygujące, i zdecydowanie trudne. Tak jak mówisz, nie można z nimi przesadzić, bo z postaci zrobi się dziwaczna karykatura. Nie sądzę, by jakiś inny aktor odegrałby tę rolę równie dobrze. Szczerze w to wątpię. Mel Gibson jest człowiekiem specyficznym, a więc i jego gra taka właśnie jest. Masz rację, nie dało się go nie lubić; za samą mimikę rzuciłabym mu się na szyję.
Co do roli Julii Roberts, to również się zgodzę. Nie miała wielkiego pola do popisu, więc to, że jej trochę nie wyszło nie jest jej winą. Chociaż zdarza się też tak, że aktorzy potrafią wycisnąć ze słabej roli tyle, że nagle robi się ona rolą całkiem dobrą i ciekawą. No ale, ale - nie będę narzekać. Ja bym tego lepiej nie zrobiła xD
To prawda, zgadzam sie w pelni, Gibson w swym tragizmie byl wrecz zabawny i w sumie wyszedl thriller o zabarwieniu komediowym:-)