Znajomość tej dwójki nie jest zakazanym romansem, nie jest miłością fana do idola, nie jest słodkim pierwszym zakochaniem. Tutaj jest przedstawiony bohater o niesamowicie kruchej psychice. I ta miłość jest dla niego przeciwwagą do cierpienia, które sobie zadaje i które przynosi mu ulgę.
To człowiek nierozsądnie, w chory sposób zakochany. I ta miłość w jego wykonaniu jest współodczuwaniem, pochłonięciem życia tej jedynej. Gdy ona jest zrozpaczona, Tomek (po opowieści matki o żelazku, tym tropem idąc) zaczyna od nożyczek. Później jest (wspaniała swoją drogą) scena z lodem na dachu, dalej podcięcie żył. Im głębsza jest ta relacja, tym więcej bólu.
Rola Lubaszenki jest wybitnie zagrana, bo i jego postać jest świetnie napisana (dziewiętnastoletni delikatny, inny chłopak - porównując go do chłopaków ze sceny spaceru po mieście)
Nie podoba mi się ostatnia scena, gdy tak sobie pomyślę, że Tomek potrafił zerwać się z łóżka co świt albo na dźwięk głośnego samochodu. Cóż, może był wycieńczony, każdy wie jaka jest polska służba zdrowia.